Trening skokowy - Shutterfly (1)

Wstałam już przed wschodem słońca, by ocenić warunki na trening. Niebo było po części zachmurzone i było bardzo lodowato, jednak nic nie zwiastowało opadów deszczu. Cieszyło mnie to, bo bardzo chciałam zabrać Szata na luźny trening, a nie chciałam korzystać z hali, by jeszcze trochę pojeździć na dworze przed nadejściem zimy.
Ubrałam się ciepło i poszłam do stajni. Jako, że byłam pierwszą osobą, która z rana odwiedzała to miejsce, dostąpiłam zaszczytu nakarmienia koni. Enemy i Shutterfly jedli dość normalnie- tylko folblut od czasu do czasu mocniej naparł na żłób podnosząc przednią nogę, jakby chciał powiedzieć "Nie odchodźcie! Jak tylko skończę to poproszę dokładkę!". Za to Montana i Glory co kilka gryzów postanowiły, że będą się próbowały gryźć. Na szczęście obyło się bez interwencji. Gdy konie zjadły swoje porcje wypuściłam klacze na pastwisko, zostawiając Enemy'ego i Szata w boksach, specjalnie na trening. Folblut miał potrenować z Ainą i hanower ze mną.
Wyprowadziłam staruszka przed boks i rozczesałam jego sierść. Nie było to zbyt trudne, bo od wieczora łaskawie postanowił nie tarzać się w boksie. Następnie założyłam mu limonkowe owijki do kompletu ze skokowym padem w tym samym kolorze. Na czaprak założyłam jego stare siodło, które doskonale pamiętało jego pierwsze kroki pod jeźdźcem. Na głowę założyłam mu ogłowie klasyczne z podwójnie łamanym kiełznem. Gdy upewniłam się, że wszystko było jak należy, zabrałam kask i wzięliśmy się na maneż.
Gdy już znaleźliśmy się na piaszczystej ujeżdżalni dosiadłam go i ruszyliśmy na ślad. Jego kopyta lekko zapadały się w wilgotnym piasku, dlatego postanowiłam dziś nie obciążać zbyt mocno jego stawów. Po dwóch kółkach na luźniejszej wodzy zebrałam go delikatnie, angażując jego zad. Porobiłam z nim wolty, serpentyny i częste zmiany kierunków upewniając się w przekonaniu, że nic mu nie dolega i jest elastyczny na obydwie strony. Oczywiście po kilkukrotnym powtórzeniu figur szło mu coraz lepiej. Pochwaliłam go i po wyjściu z zakrętu na prostą ruszyłam kłusem anglezowanym. Szedł dość luźno, dlatego po dwóch kółkach na lewo i prawo zebrałam go trochę mocniej, już wysiadując kłus. Od razu poczułam różnicę jego chodu, szedł o wiele bardziej sprężyście. Porobiłam z nim dodania na prostej, po czym zaczęliśmy się wyginać. Najpierw wolty i ósemki, potem już serpentyny i trudniejsze figury takie jak trawers i renwers. Szło mu dobrze po tak dużej przerwie, jednak wymagał pracy. Przede wszystkim przy renwersie troszkę uciekał mu zad, natomiast przy trawersie miał małe zesztywnienie z szyi. Postanowiłam wyeliminować to w galopie i wrócić do tego ćwiczenia.
Zagalopowałam na zakręcie (oczywiście po powrocie na ślad), by było mu łatwiej. Pozwoliłam wybrać mu tempo, by po dwóch kółkach wejść w delikatne, ale mocniejsze zebranie i dobre nastawienie na pomoce. Gdy czułam, że jest skupiony, powoli zaczęłam robić z nim obszerne wolty w tę jego "sztywną" stronę, powoli coraz to bardziej zwężając kółka. Skończyło się oczywiście na piruecie w galopie. Nie był w tym mistrzem dlatego pozwoliłam mu na parę błędów takie jak różne tempo, jednak wyraźnie czułam popuszczenie w szyi. Pochwaliłam go i dałam chwilę przerwy w stępie. Gdy znów zakłusowaliśmy powróciliśmy do trawersu. Szedł o wiele elastyczniej, dlatego przerwałam ćwiczenie i go solidnie pochwaliłam.
Pobujałam się chwilę kłusem, robiąc kilka przejazdów przez drągi, po czym znów zagalopowaliśmy. Przejechaliśmy może ze dwa koła galopem, w końcu robiąc najazd na małą skacjonatkę 80 cm. Miał być to nasz dzisiejszy rekord wysokości. Chłopak dobrze wymierzył tempo mimo trudnego podłoża, wybijając się i bezpiecznie lądując po drugiej stronie. Tym samym równym, spokojnym tempem zbliżaliśmy się do drugiej, identycznej przeszkody. Szat pokonał ją bez trudności, zachowując się jak hunterowy kucyk. Pozwoliłam mu najechać ostatnią z przeszkód. Gdy tą również przeskoczył bez trudności, przegalopowaliśmy jeszcze trochę, po czym stopniowo zwalnialiśmy tempo- do kłusa, by wyregulować oddech i w końcu do stępa. Oddałam mu wodze, by mógł wyciągnąć szyję. Pochwaliłam go, bo dziś dobrze się spisał.
Gdy skończyliśmy, zaprowadziłam go do stajni, gdzie go rozsiodłałam, po czym wypuściłam na pastwisko, na które wbiegł dynamicznym kłusem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz